Fajne koty w mieście są już dwa. Jeden na Powiślu, a drugi – całkiem młody – na Marszałkowskiej. Oba utrzymane są w jednym klimacie inspirowanym kuchnią Azji, Meksyku czy Bliskiego Wschodu. Już dawno na miasto poszła fama, że ich fusion śniadania to rzecz, którą należy zjeść.
The Cool Cat z Powiśla prowadzony przez Zosię Pazik i Jakuba Kaftańskiego doczekał się już swojej renomy. Na jej fali został otwarty siostrzany lokal TR (od Teatru Rozmaitości, z którym sąsiaduje). Karty są podobne, to kuchnia fusion inspirowana Azją, Brazylią, Peru i Bliskim Wschodem. Wnętrze na Marszałkowskiej jest bardziej dopracowane, wpisujące się w najnowsze trendy: białe ściany, obłożone także białymi kafelkami, duże lustra, monstery i oczywiście marmurowe stoliki. Cool, nie?
Jednak dziś to nie będzie jednak recenzja dań z karty, a ich słynnych zestawów śniadaniowych (vel brunchowych), które od niedawna zagościły w weekendy na Marszałkowskiej. Dostępne są trzy, każdy po 30 zł: azjatycki, śródziemnomorski oraz meksykański. Od rana do nocy, więc w niedzielę czy w sobotę wieczorem także można zjeść na kolację śniadanie. Cool, nie?
Azjatycki:
– marynowany korzeń lotosu z wiśnią i sezamem
– Kimchi bokkeumbap
– pieczony boczek w sosie hoisin z fistaszkami
– chipsy krewetkowe
– koreańskie pate
– piklowane warzywa z kolendrą
– bagietka
– sos ssamjang
– naleśnik pandanowy z kayą, białą nutellą i prażonym kokosem
– świeże owoce
Meksykański:
– huevos rancheros
– patatas bravas z chorizo
– kukurydza z masłem i chilli
– pico de gallo
– guacamole
– chipsy z tortilli zapiekane z serem
– churros z czekoladą
– świeże owoce
Śródziemnomorski:
– shakshuka z jajkiem
– grillowane halloumi
– hummus buraczany
– tabbouleh na kuskusie
– chałwa migdałowa
– pita
– domowy labneh z zatarem
– świeże owoce
Zamawiamy zestaw azjatycki i meksykański, które pojawiają się dość szybko. A jest to istotna informacja, gdyż nie jestem taki sprytny, aby zjeść coś przed wyjściem na śniadanie. Na szczęście Fajny Kot nie daje mi być długo głodnym.
Zaczynamy od kimchi bokkeumbap, czyli ryżu smażonego z kimchi i podanego z jajkiem sadzonym. Lekko ostre, lekko kwaśne i lekko kremowe. Zagryzam je piklowanymi warzywami z kolendrą (głównie marchewka), które są dość słodkie, i trochę mi się marzy w nich chili. Jednak tego nie brakuje sosie ssamjang podanego w osobnej miseczce. Maczam w nim chrupiące chipsy krewetkowe, bardzo przypominające oldschoolowe prażynki. Posłużą mi one jeszcze do jedzenia koreańskiego pate (pasztetu) z dużą ilością sosu sojowego, aka umami. Prawdopodobnie powinienem go zjeść z bagietką, ale ta pierwszej świeżości nie jest, więc wolałbym o jej istnieniu zapomnieć. Na osłodę są świeże owoce, marynowany korzeń lotosu w sosie wiśniowym z sezamem, i ON – osławiony naleśnik pandanowy z kayą, białą nutellą i prażonym kokosem. Zielony naleśniki jest dziwnie, hipnotyzująco gumiasty i ekstremalnie słodki, co wcale nie dziwi zważając na ilość aksamitnego kremu z białej czekolady. Dodatek kaya (dżemu kokosowego) i prażonego kokosu przywołuje skojarzenie raffaello. Cool, nie?
Następny zestaw zaczyna się od huevos rancheros aka jajka po ranczersku. To smażona tortilla, na której ułożone jest jajko sadzone i fasola w pomidorach z kolendrą. Potem wyjadam patatas bravas z chorizo, czyli tłuściutkie, smażone kawałki batata i chorizo. Po tych dość ciężkich smakach zanurzam kawałki chipsów z tortilli zapiekanych z serem (przypominających nachos lecz mnie tłustych) w pico de gallo, a mianowicie w drobno posiekanych pomidorach z kolendrą i jalapenos. Diabelsko ostre! Chipsy maczam też w delikatnym guacamole. Następnie sięgam po kukurydzę nadzianą na patyk i wgryzam się, aby poczuć maślany smak i lekko szczypiące chili. Na koniec zostawiam owoce i niedorzecznie krótki, gruby churros cynamonowy podany z sosem z gorzkiej czekolady. Gdyby był bardziej chrupiący, byłoby idealnie. Ale wciąż cool, nie?
Do fusion podchodzę ostrożnie, bo jednak ogarnięcie kilku kuchni świata i zabawa nimi, to nie jest taka łatwa i oczywista sprawa. Tę umiejętność jednak posiada The Cool Cat, i to w dwóch swoich odsłonach. Żongluje on smakami i serwuje doznania z różnych części świata – od samego rana. A ja już mam ochotę na następny posiłek tutaj. Fajny Kocie, całkiem cool. Nawet razy cztery.
Byłeś? Daj znać, co myślisz! Udostępnij i oznacz osoby, z którymi byś tam poszedł, a może Cię zabiorą!
Wasz,
Rozkoszny