Bibenda – to jak z tą (kulinarną) bibą?

Bibenda. Już na początku kojarzy mi się z rozrywką, szczęściem, świętowaniem i dużą ilością alkoholu. Zwabiony imprezowymi klimatami i niezszarganą renomą, kieruję się do kamienicy przy Nowogrodzkiej 10. A więc jak z tą (kulinarną) bibą?

Zawsze było mi nie po drodze. Tym sposobem przez 4 lata działalności kwitowanej ochami, achami i innymi nagrodami w mieście, nie wiedziałem z czym Bibendę się je. W deklaracjach można usłyszeć o uczciwości, wykorzystaniu świeżych sezonowych produktów oraz serwowaniu pełnych smaku potraw. Karta zmienia się błyskawicznie, niemalże jak pogoda, bo wraz z niestabilnym harmonogramem sezonów. I tak wkrótce sezon szparagowy będzie agresywnie eksploatowany, tylko po to, aby zaraz wyparły go kwiaty cukinii.

Bibenda - to jak z tą (kulinarną) bibą? 1

batat z labnehem, kolendrą, migdałami, prażonym kuminem i czarnuszką

W lutym menu oparte jest na warzywach korzeniowych: burakach w sałatce z kuskusu, migdałów, daktyli, ziół i jogurtu; ziemniakach pieczonych z kurkumą, czarnuszką, kuminem i ziarnami kolendry; palonych batatach z labnehem i orzechami, czy marchewkach w sosie miso, natce pietruszki i wędzonej soli. Nie brakuje też mięsa: wybieganego kurczaka w maśle z harissą, miętą i kiszonymi cytrynami, dorsza Skrei w pikantnym mleku kokosowym, czy wołowych meatballsów (nazewnictwo z karty) z demi-glace, majerankiem i piklowaną marynowaną marchewką. Menu brzmi szczerze, aromatycznie i przekonująco, tak że mam w zasadzie ochotę spróbować wszystkiego. Nie jest to wcale takie niemożliwe, bo w Bibendzie potrawy serwowane są wraz z myślą Sharing is Caring, czyli tzw. talerzyków, które lądują na środek stołu do podziału. Bez zadęcia, w luźnej atmosferze ludzie dzielą się jedzeniem i próbują mnogość przypraw, których tutaj nie brakuje.

Bibenda - to jak z tą (kulinarną) bibą? 2

meatballsy z sosem demi-glace, majerankiem i piklowaną marynowaną marchewką

Na pierwszy raz decydujemy się jedynie na trzy pozycje z karty. Na początek na stole ląduje palony batat z labnehem, kolendrą, migdałami, prażonym kuminem i czarnuszką; oraz meatballsy z sosem demi-glace, majerankiem i piklowaną marynowaną marchewką. Słodki ziemniak przyrządzony jest w sposób, w jakim jeszcze go nie jadłem – jego kremowe wnętrze otacza palona skórka, która jest czarna, chrupiąca, o przyjemnym lekko dymnym smaku. Zdobi ją kleks odsączonego z serwatki jogurtu greckiego – labnehu – obsypanego ziołami, orzechami i kolendrą. Chciałbym się nim nie dzielić, ale w drugiej misce czekają pulpety wołowe w gęstym, lepkim sosie demi-glace na bazie pieczonych, a następnie gotowanych kości wołowych. Podanych z bardzo lekko marynowaną marchewką i listkami majeranku. Meatballsy są faktycznie ballsami – perfekcyjnie gładkie, zupełnie jak piłeczka, i z przyjemnością macza się je w pełnym smaku, ciemnym sosie.

W międzyczasie obok nas cały czas krąży kelner, który dolewa nam wody ze zielonej butelki po winie stojącej na naszym stole. Kiedy zostaje opróżniona, przynosi nową. Mały ukłon w stronę gościa – darmowa woda – a taki miły, prawda?

Bibenda - to jak z tą (kulinarną) bibą? 3

Gnudi z domowej ricotty, palonym masłem, smażoną szałwią i ziarnami gorczycy

W czasie jedzenia dwóch pierwszych potraw na stole pojawiają się gnudi, które chwilowo kradną całe show. Zrobione są z domowej, bibendowej ricotty i klasycznie podane w hojnej porcji palonego masła, pachnącego orzechami, oraz ze smażonymi, chrupiącymi listkami szałwii i czarnej gorczycy. Gnudi to nic innego jak włoskie kopytka, obtoczone w semolinie i ugotowane, a następnie podsmażone. Finalnie mają delikatną skorupkę, która kryje w sobie żywy, kremowy ser. Takie właśnie są w Bibendzie.

Po opróżnieniu talerzy, zachęceni wierszykiem opowiadającym o tym, co można zjeść na deser, zamawiamy ciasto migdałowe z karmelizowanymi pomarańczami i jogurtem. Wygląda to troszkę inaczej na talerzu, gdyż cytrusy są po prostu surowe, za to podsypane zostały miętą i garścią migdałów. Jogurt cudownie zamienił się w kremowy labneh, który przyjemnie podkręca wilgotność ciasta smakującego jak amaretti. Bardzo prosty deser, smaczny, ale muszę następnym razem przepytać bardziej wnikliwie Bibendę z deserów. Bo jak każdy wie, prawdziwej biby nie ma bez słodyczy.

Byliście? Dajcie znać, co myślicie!

Podoba Ci się recenzja, udostępnij i oznacz osoby, z którymi byś tam poszedł, a może stanie się cud!

Wasz,
Rozkoszny

Bibenda - to jak z tą (kulinarną) bibą? 4

ciasto migdałowe z pomarańczami, labnehem, miętą i migdałami

UDOSTĘPNIJ
Share on facebook
Share on twitter

Leave a Comment