Wszystko zaczyna się przecież od śniadania. Znamy mniej lub więcej kuchnie większości krajów/regionów świata, ale jeśli przyjdzie nam do powiedzenia, co jada się na pierwszy posiłek w Indiach, to zapada cisza. No more.
Na Woli działa hinduskie bistro – India Express – które przez lata nie miało lokalu i karmiło jedynie na zasadzie dostaw. Zresztą to bardzo indyjskie. Wyróżnia ich oferta śniadaniowa, można tam wpaść rano na coś innego niż jajecznica, granola, szakszuka czy koszyk pieczywa Charlotte.
Lokal jest mały, ale wiadomo, gdzie się jest. W powietrzu unosi się zapach curry, a po ścianach chodzą odświętnie ubrane słonie. My siadamy na zewnątrz, choć w lokalu o 10 rano w wakacyjną sobotę jeszcze nikogo (lub już) nie ma.
Karta śniadaniowa jest dość rozbudowana i skonstruowana tak, aby móc skosztować wielu potraw. Te mają być średniej wielkości i należy zamówić kilka lub/i domówić dodatki. Zamawiamy sporo, aby mieć pogląd na przekrój oferty. Stoliczku nakryj się, to ma być uczta w Bombaju!
Wszystkie potrawy pojawiają się jednocześnie z masą miseczek z przeróżnymi sosami, zgodnie z hinduską kulturą jedzenia śniadań. Najpierw próbuję najpopularniejsze danie śniadaniowe z południa Indii, masala dosa (12,99 zł) – placek z mąki ryżowej i soczewicowej wypełniony farszem warzywnym. Jest lekki, delikatnie doprawiony, to pozycja dla sceptycznie nastawionych do wyrazistej kuchni z mocą curry. Zaraz potem sięgam po gobi paratha (8,99 zł), czyli maślany placek z mąki razowej wypełniony farszem warzywnym z kolendrą i zielonym chilli. Maczam go w jeden z miseczek, która stoi obok – pachnącym chutneyu kosowym, przypominającym po prostu sos. Czuję lekko orzechowo-maślany smak ciasta o lekko gumiastej strukturze, a zaraz potem zapach kolendry z nadzienia. Chutney podany był w zestawie z masala dosa, ale tutaj pasuje perfekcyjnie.

u góry cabbage vepadu; po prawej masala dosa; po lewej na dole gobi paratha, a następnie malpoa
Zachęcony sięgam po więcej. I już w moich ustach ląduje kawałki usmażonej białej kapusty z kurkumą, orzechami, kolendrą oraz chili – cabbage vepadu (6,99 zł) – która zaciekawiła mnie już na samym początku. Nie zawiodłem się: jest chrupiąca, aromatyczna, ale i soczysta jednocześnie. Rozczarowuje mnie natomiast sposób podania narangi aur lal mooli ka salaad (5,99 zł), czyli rzodkiewek i pomarańczy ułożony obok siebie, posypanych mięta oraz pieprzem (kuminu i chili z karty nie czuję).
Na sam koniec zostawiam malpoa (12,99 zł) – bengalskie placki z anyżem, smażone na indyjskim klarowanym maśle ghee. Anyżu nie czuć, ale to nic, bo placki są wysmażone na złoto, a smaku dodaje świeży kokos, owoce i słodki jogurt, z którymi są podane. O ostatni trwa mała przepychanka sztućców.

cabbage vepadu – kawałki usmażonej białej kapusty z kurkumą, orzechami, kolendrą oraz chili
Śniadaniowa scena kulinarna Warszawy jest dość rozbudowana i trudno o coś nowego. Większość miejsc klepie te same klasyki, a przecież lubimy odkrywać nowe smaki czy kultury – właśnie poprzez jedzenie. Na Siennej ma przystanek Indyjski Express, chętnie jeszcze raz wybiorę się do Bombaju.
Byłeś? Daj znać, co myślisz! Udostępnij i oznacz osoby, z którymi byś tam poszedł, a może Cię zabiorą!
Wasz,
Rozkoszny