Zawrzało. Przy Wilczej 60 stacjonują imigranci i uchodźcy wydający posiłki z kuchni swoich rodzimych regionów objętych konfliktami. Nie chowają się po zapleczach, gotują na twoich oczach. Tu i teraz.
Kuchnia Konfliktu nie jest do końca restauracją – to coś pomiędzy projektem społeczny a barem. Jak mówią właściciele: jesteśmy miejscem spotkania kultur i dialogu społecznego, który jest jednocześnie mobilną restauracją serwującą potrawy z regionów świata, objętych konfliktami. Cudzoziemcy dostają uczciwe warunki zatrudnienia i szkolenie zawodowe umożliwiające przybyszom lepszy, bezpieczniejszy start na polskim rynku pracy i integrację z polskim społeczeństwem.
Lokal jest malutki. Kilka stolików, za kasą otwarta kuchnia, w której krzątają się dwie osoby – dzisiaj Kaja i Sułtan z Afganistanu. W zespole jest jeszcze Wiktoria z Gruzji, Suheila z Iraku, Mouhamadjon z Tadżykistanu, Zura z Czeczeni, Malika i jej córka Liza z Dagestanu. Wszyscy z pasją do gotowania, ale bez doświadczenia gastronomicznego. Wydawanie posiłków dla 4 osobowej rodziny nie było dla nich wyzwaniem, dla 40 już tak. Nad tym panuje Kaja: zarządza i rozdziela pracę. A jest co, bo kuchnia codziennie wydaje inny 3-daniowy zestaw lunchowy w cenie 30 zł lub bez deseru o 5 zł mniej. Mówią, że przy jednej karcie nie byłoby pola do eksperymentów, zresztą każdy tutaj gotuje w różny sposób. Choćby Malika z Dagestanu inaczej niż Sułtan przyrządza bardzo często pojawiający się pilaw, występujący w ich obydwu narodowych kuchniach.
Mój dzisiejszy zestaw obiadowy otwiera krem z buraków i kolendry z jogurtem greckim, tworzącym białe łezki na czerwonej zupie. Słodki, z przyjemnie przeciągniętym smakiem kolendry i kwaskowatym jogurtem, który kontrastuje z całościową słodyczą. Gdyby nie upały, miałoby się ochotę na następny talerz. Zamiast niego sięgam po kolejne szklanki zimnej filtrowanej wody, która donoszona jest co chwilę do stolika w karafkach. Cenię to podejście do hydratyzacji klientów.
Zaraz potem pojawia się miska rozmaitości, prawdziwe “bowl”, z tym, że na urokliwej porcelanie z zrzutki społecznej (każdy talerz jest inny, z własną historią) skrywa się wiele silnie kontrastujących czynników. Aksamitne puree ziemniaczane z cytryną i palonym czosnkiem, specjalność Sułtana afgańska pieczona cukinia, mus z koziego serka i czarnuszki, grillowane pomidorki koktajlowe, mocno pikantne pikle z kalarepy i sałatka z młodych liści, rzodkiewki oraz truskawkowego winegretu. Wiele się tu dzieje, na pozór zbyt wiele, ale wszystko tworzy spójną całość. Szczególnie smakuje mi puree ziemniaczane z przyjemnie wyczuwalnym palonym czosnkiem, które podkreśla smak pieczonych cukinii po afgańsku, a wymieszane z czarnuszkowym musem kozim jest niczym fuzja smaków.
Obyło się bez złości i konfliktów, jedzenie zamknęło nam usta. Na koniec pojawia się ona. Firni waniliowa gotowana na mleku kozim z musem cytrynowym, truskawkami i smażonymi migdałami. Dla niewtajemniczonych, jest to ryżowy pudding o gładkiej konsystencji. W Konflikcie mocno waniliowy, z kompletnie niewyczuwalnym mlekiem kozim, kwaśnym musem cytrynowy i słodkimi, mocno chrupiącymi migdałami. Trzeba się wtajemniczyć w ten konflikt, bo niezły sieje się tu ferment. Ulica Wilcza 60.
Byliście? Dajcie znać, co myślicie!
Wasz,
Rozkoszny
2 komentarze
Niesamowity post. Wiele dla mnie znaczy! Dziękuję 🙂
o ważnych rzeczach trzeba pisać, przyjemność po mojej stronie 🙂