Wszystko tu będzie nowe. Po raz pierwszy Restaurant Week objął swymi gastronomicznymi ramionami Rzeszów, a ja po raz pierwszy odwiedziłem świeżo otwarte Parole Art Bistro. Restauracje biorące udział w wydarzeniu serwują menu degustacyjne, składające się z trzech dań: przystawki, dania głównego i deseru, zawsze po 39 zł.
Parole znajdowało się na mojej liście “do sprawdzenia”, a festiwal stał się motorem, który zadecydował o wizycie. Restaurację otwarto miesiąc temu, w podziemiach Teatru Wandy Siemaszkowej, która współpracuje z knajpą. Już sama lokalizacja zobowiązuje, to nie może być byle co.
Wnętrze jest przytulne, ściany odarto z tynku i pozostawiono samą odnowioną, starą cegłę, która gdzieniegdzie obwieszona jest barokowymi lustrami. Całość nie jest przytłaczająca, w podziemiach wygospodarowano dużo miejsca, stoliki oddalone są od siebie w sporej, należytej odległości. Kolejnym plusem jest otwarta kuchnia przez którą można podglądać jak szefowie uwijają się w pracy – co prawda ma na nią widok tylko jeden stolik, ale następnym razem będzie on mój.
Byłem w towarzystwie, więc kosztowaliśmy równolegle menu mięsne, jak i wegetariańskie. Na początek wjechał crème brûlée z koziego sera z marynowanym buraczkiem i kruszonką z orzechów włoskich. Szczerze powiedziawszy spodziewałem się czegoś zupełnie innego, krem był bardzo aksamitny i delikatnie kozi, a więc tenże przytłaczający z natury smak wcale nie dominował. Buraczek i orzechy przyjemnie kontrastowały z tłustym kremem. Zabrakło mi tu chrupkości, która jest jednym z nadrzędnych atutów oryginalnego francuskiego deseru.
Zaraz potem jedliśmy już pâté z kaczych wątróbek na chrupiącej bagietce. Bardzo prosta przystawka, która równie dobrze mogłaby być amuse-bouche, jednakże zachwyciła swą prostotą i to ona będzie wspominana w drodze powrotnej. Kluczem sukcesu są tu wysokiej jakości składniki, które czuć.
Jako wegetariańskie danie głowne zostało zaserwowane gratin z batatów z orzechami włoskimi, sosem z sera roquefort i szpinakiem. Miałem wysokie oczekiwanie, co do tej pozycji. Gratin było mdłe, a orzechy lekko przypalone. Całość ratowały świetnie zblanszowany, chrupiący szpinak pokryty intensywnym sosem roquefort. Gdzieniegdzie na talerzu pojawiły się ciapki sosu ekstra, bodajże buraczanego, o drażniącym smaku octu. Mój talerz powędrował do towarzyszki, która stwierdziła, że jest zadowolona z kompozycji i pełna szczęścia zjadła gartin do ostatniej smugi pleśniowego sera. Jednak każdy ma własne preferencje i smaki, co zaakcentowało się jeszcze bardziej w następnej pozycji, która to mi z kolei bardziej przypadła do gustu.
Po małym zawodzie pojawił się uśmiech na twarzy. Przede mną postawiono coq au vin z ziemniakami w tymianku i kremem z czosnku. Po raz kolejny klasyka udowodniła, że nigdy nie zawodzi. Kurczak był idealnie przyrządzony, rozpływał się w ustach, pozostawiając subtelny smak czerwonego wina na języku. Jednak to krem z czosnku skradł całe show, delikatny w smaku, lekko słodki, a zarazem szczypiący podniebienie. Świetnie dopełnił całe danie i nadał mu zupełnie nowy ton.
Na koniec maratonu raczyliśmy się czekoladowym deserem. Mousse au chocolat z gruszką i herbatą okazał się najsłabszym punktem wieczoru. Mus był mało musowy. Kucharz postawił na aparycję, która atrakcyjnie będzie wyglądać na talerzu, jednak bawiąc się formą zgubił gdzieś pierwotną ideę – smaku i struktury. Wszystkie francuskie musy, które dane mi było w życiu kosztować lub przygotowywać, były poddane w kieliszkach, filiżankach, czy innych naczyniach, ze względu na swoją piankową formę, która jest clou tego deseru. Niestety zapowiedziany smak herbaty również nie został przeze mnie zauważony – może tylko chodziło o dekoracyjny listek? Jeśli miałbym powiedzieć coś ciepłego o kompozycji, to wskazałbym na puree gruszkowe. Zwykły zmiksowany owoc przyjemnie kontrastował z czekoladą. Pomimo moich słów krytyki, całość nie była zła, czy niesmaczna.
Jestem tu i piszę, żebym wytknąć paluchem błędy, bo taka też jest moja rola. Restauracja dopiero zaczyna, następnym razem będzie lepiej. Trzeba też wziąc pod uwagę ograniczone możliwości trzydaniowego posiłku za 39 zł. Szef kuchni na pewno jeszcze będzie pracować nad menu, a z czasem możemy się spodziewać świetnej knajpy, która wypełni pustą lukę francuskiej kuchni w rzeszowskiej scenie kulinarnej zdominowanej przez pizzerie, osterie, czy inne włoskie ristorante. Jeszcze tu wrócę.
6+/10
Jeśli byłeś w Parole, daj znać w komentarzu jaka jest Twoja opinia!
Wasz,
rozkoszny
1 comment
A jajka mają być całe w cieście czy tylko żółtka?